Od tamtego czasu minęło kilka dni. Dokładnie mamy dzisiaj 12 stycznia. Dzień jego urodzin. Od 2 o nocy płacze. Nie umie sobie poradzić z tym że go obok niej nie ma, że Niall się w niej zakochał, z tym że niedługo urodzi, nie dawała sobie rady z życiem. Oczy były już podkrazone od nadmiaru słonej cieczy na nich. Powieki były ciężkie jakby ktoś na siłę chciał je zamknąć. Ale ona nadal leżała na łóżku wylewając łzy w poduszkę. Dziś skończyłby 21 lat. Pomimo tego że nie wiedziała co się z nim dzieje nadal go kochała, wielu mówiło żeby dopuściła bo pewnie nie wróci ale ona twardo trzymała się swojej wersji. Na zewnątrz było już jasno. Świat odkryła gruba warstwa białego puchu. Zima dawała się we znaki nie tylko niską temperaturą ale i napawała ludzi złymi uczuciami. Wstając z łóżka Des zachwiała się zapewne po tym, że nie przespała połowy nocy. Zeszła do kuchni po czym nastawiła czerwony czajnik z wodą. Wpatrywała się w krajobraz za oknem siedząc bokiem na kuchennym blacie. Melancholiia ogarnęła dziewczynę od czubka głowy aż po same stopy. Płatki śniegu powoli spadały by w końcu osiąść na sporej już ich warstwie. Wszystko zdawało się tak idealnie ze sobą współgrać, że nic, ani nikt nie był w stanie zburzyć tej równowagi. Hopkins zastanawiała się dlaczego jej życie nie może być takie poukładane jak te spadające z nieba białe płatki. Jej myśli bladziły gdzieś daleko. Dopiero czyjeś ciepłe dłonie na brzuchu i dźwięk oznajmiający gotowanie się wody wyrwały ją z zamyślenia.
-Przepraszam! - usłyszała cichy ale zarazem dźwięczny głos, który echem roznosił się teraz w jej głowie.
-Niall... - Cichutko szepnęła brunetka.
-Des... Pozwól mi proszę.
-Woda się gotuje mógłbyś?
Blondyn odszedł od dziewczyny i wyłączył dopływ gazu. Czajnik jak za pomocą magicznej różdżki przestał piszczeć. Wyjął dwa kubki i nalał do nich gorącego płynu. Wrzucił po kawałku cytryny po czym jeden z nich podał dziewczynie. Usiadł obok niej i otulając ją ramieniem patrzył z oczekiwaniem na odpowiedź dziewczyny.
-Nie chcesz tego prawda?
-Niall to nie chodzi o to że nie chce, tylko o to, że to w stosunku do niego byłoby nie fair nie sądzisz?
-Destiny zrozum że jego nie ma. Ja nie chce nawet myśleć, nie chce wierzyć w to, że może go już nie być, ale dziecko musi mieć ojca!
-Nialler ja strasznie ci dziękuję za to co dla mnie robisz, że się o mnie troszczysz jak nikt inny, za to że jesteś zawsze obok, ale ja nie wiem czy ja tak potrafię...
-Rozumiem, że mnie nie kochasz tak samo jak ja ciebie, ale pomyśl o dziecku, o jego przyszłości... Ja Cię kocham i dałbym mu lub jej wszystko czego tylko pragnie. Kochałbym je jak moje własne.
- Ja to wiem, ale...
-Proszę.. - widziała, że mówi to szczerze. W głębi duszy też go kochała. Może nie tak samo jak on ją, ale w pewnym stopniu na pewno. Dość długo myślała nad wszystkim, a dzisiejsze wyznania chłopaka chyba ją przekonały. Spojrzała na jego smutne błękitne tęczówki i chciała sprawić żeby znów świeciły się w nich miliony kolorowych iskierek. Przesunęła się bliżej w stronę chłopaka i mocno się w niego wtuliła. Ten objął szczelnie jej ciało, po czym ona szepnęła mu do ucha.
-Tylko bądź zawsze mój kochanie...
Obudziły go kroki, które ciągle się nasilały. Dudniały mu w głowie przyprawiając go w ten sposób o niemiłosiernie bolesne uderzenia. Ściskał mocno powieki by uśmierzyć ból, ale nic nie dawało skutku. Dopiero głos pielęgniarki i zmniejszenie natężenia dźwięku pozwoliły mu otworzyć oczy i spojrzeć na otaczającą go rzeczywistość.
- Panie Malik czy wszystko w pożądku? - Spytała z troską kobieta w dość zaawansowanym wieku.
- Strasznie boli mnie głowa i chyba zbyt głośno wyczuwam każdy dźwięk. Każde kroki i szelesty wywołują u mnie nieznośny ból.
-Podaliśmy już kroplówkę więc niedługo wszystko powinno wrócić do normy. Proszę spróbować zasnąć...
-Rozumiem. Dziękuję.
Pielęgniarka tylko coś odkręciła przy kroplówce i żegnając się wyszła z sali. Malik zamknął oczy jak kazała, jednak na nic zdawały się jego próby zaśnięcia. Nagle nie wiedząc kiedy bóle ucichły. Popłynęły gdzieś w niepamięć. Usłyszał otwierające się drzwi po raz kolejny dzisiejszego dnia podniósł powieki i nie mógł uwierzyć własnym oczom. To ona. Stała przed nim i uśmiechając się tak cudownie jak tylko potrafiła zbliżała swoją dłoń do jego twarzy. Poczuł przyjemne ciepło bijące z jej delikatnego ciała. Dotykał ją, czuł, widział.
-Zayn... Martwiłam się! Myślałam, że odszedłeś na zawsze!
-Nie mógłbym odejść od osoby, którą kocham!
-A jednak to zrobiłeś! Wiesz jak ja się czuje teraz? Oszukana, niechciana, niekochana, odrzucona, samotna...
-Przepraszam chciałem Cię chronić!
-Chronić? Chronić mnie zostawiając mnie samą? Zayn!! Pomyśl choć trochę nad tym przez co ja przechodzę! Nie dajesz znaku życia! Mam dość! Odchodzę!!!
-Destiny czekaj! Zostań! Daj mi wyjaśnić!!
-Nie sądzisz, że już na to za późno??muszę iść narzeczony na mnie czeka. Do zobaczenia.
-Destiny nie!!!
Otworzył gwałtownie oczy znów czując nieprzyjemne wibracje w okolicy płata potylicznego czaszki. Mimowolnie dotknął bolącego miejsca i zdał sobie sprawę, że to jest miejsce gdzie jego głowa była nacięta w celu usunięcia guza. Pochylił głowę de tylu i tępo wpatrywał się w sufit. Zastanawiał się nad sensem i przesłaniem jego snu. Co jeśli ona na prawdę już kogoś ma? Kogoś innego przytula, całuje, uśmiecha się dla niego? Co jeśli już zapomniała? Ale jak skoro codziennie wysyłała mu smsy? Nie mogła!!Obiecała! Widać że tą dwójkę łączy ponadczasowe uczucie, bo brunet miał dziwny sen dokładnie w tym czasie kiedy Des i Niall prowadzili jakże ważną w ich życiu rozmowę.
Południe już dawno minęło. Przyjemne słońce wyłoniło się zza chmur i oświetlało cały Londyn. Brunetka krzątała się po całym domu oczekując na chłopców z obiadem. Wszystko było już gotowe, stół idealnie nakryty, a obiad na kuchence. Zauważyła na wjazdku czarnego vana a później czwórkę chłopców biegnących do domu jak wariaci. Widząc to na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. W holu dało się słyszeć szum i panikę. Wiedziała, że wszystko to sprawa jej obiadu, który im obiecała. Horan dzwonił do niej kilka razy, żeby wyciągnąć z dziewczyny co im przygotowała jednak ta milczała jak grób. Pierwszy do kuchni wpadł Lou i całując dziewczynę w policzek usiadł na swoim stałym miejscu przy stole. Potem Li, Harry a na końcu Nialler. Ten ostatni podszedł do dziewczyny przytulił ją i cicho szepnął.
-I tak wiem, że mnie kochasz najbardziej i dostanę największą porcję.
-No to chyba oczywiste!
Oderwali się od siebie i obdarowali uśmiechami. Usiedli i zaczęli jeść. Opowiadali jej jak było w studiu. Kogo spotkali. Jakie zabawne sytuacje z tego wynikały. Ona jednak słuchała tylko pozornie, a tak na prawdę wpatrywała się w siedzącego naprzeciwko niej blondyna. Gdy praktycznie wszyscy skończyli jeść, ona wstała i chciała odnieść swój talerz do zalewu. Dała krok od stołu i poczuła silny ból w okolicach intymnych. Przerażona złapała się jedną ręką stołu, a z drugiej wypadł jej talerz robiąc przy tym sporego hałasu. Cztery pary oczu spojrzały na nią ze strachem
a blondyn natychmiast zjawił się przy dziewczynie. Trzymał jej ciało w ramionach i zaczął głośno krzyczeć do reszty:
-Dzwońcie do szpitala ona rodzi!!!
W kuchni panował chaos i nieład. Wszyscy biegali dookoła stołu i nikt w tym całym przerażeniu nie wykonał polecenia Niallera.
-Liam no zadzwoń na to cholerne pogotowie!!!
Brązowooki dopiero pod wpływem głośnych fal dźwiękowych dobierających do jego uszu zrozumiał polecenie. Szybko wyciągnął telefon i starał się jak najszybciej znaleźć odpowiedni numer. Dla Horana była to wieczność dlatego też wziął dziewczynę w ramiona i zaczął wędrować w stronę garażu. Ułożył ją delikatnie na tylnych siedzeniach, pocałował w czubek głowy i szepnął na koniec "wytrzymaj jeszcze chwilę! Będę jechał jak najszybciej się da!" usiadł za kierownicą i zrozumiał, że musi uważać. Sam poród jest ważny, ale ich życie to wartość najwyższa.
-Niall!!!! Proszę szybciej!!!
-Nie mogę światła! Przepraszam...
-Nie przepraszaj tylko jedź! Zielone masz!!!
-Tutaj też nic nie czujesz?- spytał lekarz.
-Nie...
-Rozumiem. Więc... Pora od jutra zacząć rehabilitację. Już wszystko wiemy... To nie jest nam do końca pewne, ale sądzimy, że ten uraz jest tymczasowy. Podczas operacji mogło dojść do naruszenia nerwów na korze mózgu i dlatego twoje nogi odmawiają ci posłuszeństwa!
-Czyli, że jest szansa żebym jeszcze chodził?
-Bardzo wielka szansa panie Malik!
-A kiedy planujemy powrót do Londynu? - Spytał zachęcony tymi wiadomościami mulat.
-Na pewno nie w najbliższym czasie, ale najważniejsze jest zdrowie!
-Tak tak...
-Jutro o 11 przyjdzie po ciebie jedna z pielęgniarek i zawiezie do sali rehabilitacyjnej, a ja teraz muszę już iść bo inni pacjenci czekają.
-Oczywiście.
Była szansa, nawet duża. To tylko słowa ale potrafią zdziałać wiele. Bardzo podniosły na duchu Malika i przez to dały mu siłę do walki. Jedyne czego mu teraz brakowało to ona. Miał jakieś dziwne wrażenie jakby coś się u niej działo. Nie był do końca pewien czy dobrego, ale coś było na rzeczy. Nagle nabrał ochoty, żeby zobaczyć co słychać u chłopaków. W końcu internet niekiedy wie o nich więcej, niż oni sami. Portale plotkarskie wręcz huczały od plotek na temat jego zniknięcia. Wiele osob pisało, że widziało go w różnych miejscach na ziemi w towarzystwie pięknych kobiet. Inni zaś, że pijany i podwpływem narkotyków zataczał się pod jakimś klubem. Były miliony artykułów. DZIEWCZYNA ZAYNA MALIKA W CIĄŻY Z NIALLEM HORANEM! Sensacja!!! Ten tytuł natychmiastowym sposobem przykuł jego uwagę. Czytając te dla niego bzdury nie mógł uwierzyć w to co czyta. Widział zdjęcia ale nadal nie mógł w to wszystko uwierzyć. Ona.. Zaawansowana ciąża... Horan... Ich splecione ręce...
To nie mogła być przecież prawda! Krzyczał głos w jego podświadomości. Więc jak wytłumaczyć te zdjęcia? Fotomontaż? Wątpił... Był w stanie wybaczyć jej wszystko, bo jest jego całym światłem, ale myśl o tym, że mogła się oddać komuś innemu wprawiała jego ciało w osłupienie.
Niech pani prze! No dalej! Mocniej! Takie krzyki zdało się tylko słyszeć na korytarzu obok porodówki w której właśnie znajdowała się Des. Blondyn nerwowo chodził w kółko i co chwila pocierał rękoma swoje włosy jakby to miało mu pomóc odreagować stres. Słyszał krzyk Destiny i wiedział, że ból jakiego w tej chwili doznaje jest ciężki do zniesienia. Wszystko działo się tak szybko,że nie zdążył nawet wziąć jej rzeczy z pokoju. Dobrze, że reszta została w domu i miała przyjechać jak już będzie po wszystkim. Krzyki i piski nagle ucichły. Zza białych drzwi wyszedł lekarz i zachęcająco spojrzał w stronę Horana. Gestem ręki kazał mu wejść do sali. Niall powoli ruszył z miejsca i szedł w wyznaczonym kierunku. W końcu na szpitalnym łóżku zobaczył ją. Leżała wykończona ale szczęśliwa. Trzymała w ramionach małe zawiniątko z którego wyłaniała się maleńka główka.
-To dziewczynka Niall! - Spojrzała na chłopaka mówiąc z entuzjazmem.
-Śliczna jest! Tak jak ty!
-Ma jego karnację...
-Widzę..
-Nialler nie bądź smutny. To w końcu jego dziecko!- starała się jakoś załagodzić sytuację i myśli chłopaka.
-Wiem, ale zastanawiam się czy mnie kiedyś pokochasz tak jak jego...
~*~
Proszę! 15 za nami...
24 obserwatorów o.O Dziękuję!!!! ;*
Kocham Was za wszystko pomimo że mi tak słabo komentujecie!! Ale to wasza decyzja nie zmuszam... Choć przyznam że byłoby mi niezmiernie miło gdyby było ich więcej! :)
Słaby rozdział wiem... Ale od jakiegoś czasu przejęta jestem lekturą o Christianie Greyu i jego twarzach dlatego przepraszam! :D
Mam nadzieję że nie zawiodłam was za bardzo i jednak skomentujecie ten rozdział...
Już się zamykam...
Pozdrawiam Olcirek <3
xoxo